Zwierzątkowo

Mam potencjał aby zoo w domu założyć.

Od zawsze chciałam mieć zwierzątko. Zaczęłam od chomików, no ale one krótko żyją, zwłaszcza gdy lubią sprawdzać jak szybko się spada z czwartego piętra. Jeden zginął na miejscu, drugi był lotnikiem i przeżył, dobre noszenie złapał. Nie bez znaczenia był fakt, iż spadł na świeżo przekopane przez sąsiada grządki. Potem była świnka morska. We wczesnej podstawówce gdy mrozy były srogie przyprowadziłam do domu bezdomnego psa, zwanego Murzynem z racji umaszczenia. Oczywiście rodzice pogonili mnie razem z psem precz, ale uparta byłam i jakoś się udało zainstalować go u nas. Był psem niezwykle mądrym. Miało się wrażenie że można z nim rozmawiać, tyle zrozumienia było w jego oczach. Niestety zginął pod kołami autobusu.
Koleżance akurat oszczeniła się suczka więc zaklepałam sobie szczeniaka. Ares był godny swego imienia, lubił walki. Gdy wraz z moim ojcem zmienił miejsce zamieszkania zdecydowałam się na adopcję psa ze schroniska.

Oczywiście wybrałam największą zasmarkaną bidę siedzącą w kącie i trzęsącą się.

Po kilku dniach okazało się że ma nosówkę, stoczyliśmy walkę o jej życie. Była z nami 15 lat. Opiekowała się moimi dziećmi. Pilnowała na spacerach żeby stado nie rozłaziło się tylko trzymało razem. Niestety przyszedł moment gdy dopadła ją demencja, przestała nas poznawać, bała się wszystkiego. Wychodziła do ogródka,
i nie potrafiła wrócić do domu. To ja odbyłam z nią ostatnią drogę do weta…
W tym czasie już mieszkaliśmy w domu na wsi, w domu rządziły siostry KK, czyli koty Kornelia i Klementyna. Zawsze marzyłam o kotach, zwłaszcza o czarnym ,ale na tego musiałam jeszcze kilka lat poczekać. Dom zaczął się zapełniać futrami, pojawiła się Michalina, Matylda, potem Malucha która miała być Malwinką ale się nie przyjęło i została Maluchą. Dzielnie trzyma linię aby imię do niej pasowało 😉
W końcu przybył przedstawiciel płci odmiennej, aczkolwiek bezjajeczny, Rudolf. Rudolf po roku życia z samymi babami nie wytrzymał i rzucił się pod auto, pozostawiając mi kolejną dziurę w sercu. Mój żal po jego stracie troszkę złagodził Negros, książę ciemności, czyli wymarzony czarny kot z przepięknymi zielonymi oczami.

W tej chwili stan stada to jeden pies i pięć kotów.

Chętnie bym jeszcze kilka przygarnęła,  tylko znalazła sponsora…
I muszę się przyznać że to jednak koty królują w moim sercu, może dlatego iż w chińskim horoskopie moim patronem jest tygrys.
Kocia miłość jest ogromna. Może nie tak oczywista jak psia, ale może dlatego wydaje się być cenniejsza.