Smutek we krwi

„Wszyscy mówią mi-kiedyś przyjdą lepsze dni, ktoś na dobre zmieni mnie, czekam na ten dzień”

Tak śpiewa Ania Dąbrowska.

Ja już wiem, że samo nic nie przyjdzie, i nikt mnie nie zmieni. Nikt nie podaruje mi szczęścia w prezencie. Tylko ja mogę to zrobić.

Żyję w pakiecie z depresją od kilku lat. Różne fazy tejże zaliczyłam. Ona nigdy nie odchodzi, zawsze czai się w zakamarkach duszy, czeka na słabszy moment. Wtedy otula mnie szczelnie, paraliżuje. Podpowiada,że już nic dobrego mnie nie czeka. Że nic nie ma sensu i po co wstawać z łóżka.

Na szczęście jak do tej pory zawsze znalazł się powód by wstać. A nawet sześć czteronożnych powodów czekających na śniadanie 😏

A tak serio znaleźli się bliscy, którzy, gdy było trzeba, zagonili mnie do psychiatry. Nie pozwolili mi zakopać się w mule. Powtórzę to po raz milion sześćsetny-mam szczęście do ludzi.

Biorę leki, pracuję nad sobą. Znam mechanizmy. A i tak od czasu do czasu smutek wraca. Wiem, że będzie ze mną już zawsze. Pytanie, czy pozwolę mu rządzić moim życiem. Czasem myślę, że tak łatwo byłoby się poddać…

Ja wciąż walczę. Szukam nowych możliwości, inspiracji. Opcji rozwoju. Pojawiają się nowe pomysły. Oczywiście pojawia się również milion wątpliwości i przekonanie, że na pewno się nie uda. I znowu walczę, o wiarę, że może jednak światełko w tunelu to nie pośpieszny do Mławy.

Nikt mi nie przyniesie szczęścia opakowanego w piękny papier i przewiązanego kokardką. A szkoda… choć może gdy sama o nie zawalczę będzie bardziej moje? 🤔