Wirus ukoronowany
Świat zamarł, wirus atakuje, zamykamy szkoły, centra kultury, kina, baseny, kościoły… A nie, kościoły są otwarte, księża zwiększają ilość mszy, żeby wirus miał lepsze warunki do rozprzestrzeniania się.
Rozumiem strach osób z obniżoną odpornością, dla nich każda infekcja jest zagrożeniem.
Piszę to z perspektywy osoby zdrowej i odpornej. Choć były lata w moim życiu, gdy angina rządziła, byłam chora non stop. Odporność przyszła, gdy zwiększyłam aktywność fizyczną i poukładałam sobie kilka rzeczy w głowie. Ale jakby nie o tym chciałam.
Myślę o ofiarach koronawirusa, ale nie tych, które zachorują. Myślę o tych, które są sparaliżowane strachem, mniej lub bardziej racjonalnym. Strach zwiększa ryzyko zawałów i udarów, nasila objawy astmy. Ile osób trwających w zamkniętych domach przed telewizorem poczuje się źle? Ale nie wezwie karetki bo tam przecież wirus.
Myślę o przedsiębiorcach, zwłaszcza o tych małych firmach, które być może zbankrutują, gdyż nie mogą funkcjonować w czasie „zarazy”. A koszty nie maleją, trzeba zapłacić ZUS, podatki, czynsz itp. Rząd nie proponuje żadnych ulg.
Ekonomiczne skutki będą straszne, chyba nie jesteśmy w stanie sobie ich nawet wyobrazić.
I to wszystko w czasie, gdy smog zabija dużo częściej niż wirus z koroną. „Zwykła” grypa również zbiera spore grono ofiar.
I tak sobie myślę, komu zależało na wywołaniu takiej paniki? Kto na tym zarobi? Niekoniecznie jestem zwolenniczką teorii spiskowych, ale teraz mam wrażenie, że ogarnia nas szaleństwo.